Jak dobrze wstać późno i nie mieć planów:-) A może do parku? A może na wzgórze San Bernardo wjechac kolejką? Czemu nie, to tylko kilka kwadratów od nas. Pakujemy banany i wodę do placaka i w drogę. Najpierw przez park San Martin.
Stacja kolejki linowej jest stylowa i pełna zieleni. tak jak całe miasto.
Widok z góry jest przyjemny dla oka - białe chmurki nad zielonymi wzgórzami i czerwonymi dachami.
Czuć niedzielną atmosferę. Wielu mieszkańców miasta przyjechało tu na piknik.
Jest tu plac zabaw dla dzieci, ścieżka zdrowia, kawiarnia i wodospady, na kóre narzeka Stasio. Według niego za głosno szumią.
Wodospady okazują się w porządku po porcji lodów.
I innych rozrywkach z nowopoznanymi osobnikami.
Kawiarnia na górze okazuje się przykrywką dla wymiany pieniędzy. Kelner proponuje nam wymianę pieniedzy, bo babcia chce wyruszyć w podróż. czemu nie? I tak mieliśmy iść do banku.
Na dole przy Plaza de 9 Julio siedzi dwóch panów na stołeczkach naprzeciwko banku. Wymienią każdy pieniądz. Targujemy się z nimi chwile o kurs chilijskiego peso. Wszystko się da!
Po południu buszujemy w sklepikach z pamiątkami i snujemy się od placu do placu.
Karmimy gołębie, jemy popcorn, jemy lody, czyli wszystko pod dyktando nieletnich.
Uliczki Salty są bardzo kolorowe. Liczne schodki, parapety i balustrady fascynują Józefinę. Przejście jednego kwadratu zajmuje nam bardzo dużo czasu.
Ale nigdzie się nie spieszymy. Mijamy kolejne kawiarnie, kamieniczki z balkonami, siedzimy fundacji kościelnych i jesteśmy na rogu uliczki z antykwariatem. Za nim jest nasze mieszkanie. A naprzeciwko mieszkają siostry zakonne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz