niedziela, 26 stycznia 2014

Salta linda

25.01
Wstajemy bardzo późno i bez planów. Obiecaliśmy Stasiowi lody, Mc Donalda i film w TV. Da się to zrobić. Poza tym dzień bez autobusu, co za szczęści.Pada deszcz, ale jest bardzo ciepło.
Wychodzę z naszego mieszkanka bez okien na ulicę, w poszukiwani czegoś dobrego na śniadanie. Okazuje się, że mieszkamy dwa kwadraty od Plaza de 9 Julio, czyli głównego placu (tu odległości podaje się w kwadratach na które podzielone są miast, często ktoś nam tłumaczy np. idź dwa kwadraty prosto potem skręć w lewo i trzy kawadraty dalej będzie piekarnia).
Kierowana kwadratowymi wskazówkami odnajduję piekarnię  i sklepik z serami. Wracam jeszcze z dulce de leche, mlekiem i sokiem. Poranna uczta. Jeszcze trochę a poczuję się jak u siebie.... W każdym miejscu mamy swój ulubiony sklepik. Tu też pana od serów polubiłam od razu.


Salta jest bardzo przyjemnym, względnie niewielkim, kolonialnym miastem. Widać dbałość gospodarzy o wygląd uliczek, o informację turystyczną i dobrą atmosferę. Czuć tu artystycznego ducha.


Miasto pełne jest knajp, w których od rana przesiadują eleganccy mieszkańcy, sklepików z pamiątkami i indianek Kechua, które siedzą na ulicy i robią na drutach rękawiczki lub sweterki. Są też gołębia, jak w każdym starym mieście. Te tutejsze pasą się kukurydzą i okupują pomnik na środku placu. Jest ich tak dużo, że ciężko przejść.

Kiedy Fince skończyło się ziarno ruszyła na jego poszukiwanie. Dziewczyna nie ma problemów z nawiązywaniem znajomości. Mruga niebieskimi oczyskami, uśmiecha się i uwodzi każdego.



Odwiedzamy znane na całym świecie  Museo de Arqeologia de Alta Montana.To tu znajdują się mumie dzieci składane przez Inków w ofierze na szczytach wulkanów.  Muzeum jest niewielkie, ale robi wrażenie. Najpierw ogląda się film opowiadający o ekspedycji odnajdującej sanktuarium na wulkanie. Widać na nim, jak archeolodzy wciągają maleńkie figurki służące do zabawy dziecim. Piórka na nich zachowały kolor. Widać również jak odsłaniają twarz dziecka. Dziwne uczucie, patrzeć na sześciolatka uśpionego przez narkotyki i mróz setki lat temu.
Stasio zafascynowany wciaz o coś pyta.
W muzeum mozna obejrzeć specjalne pomieszczenia, w których naukowcy badają mumie. Pokazane są stoły, pojemniki próżniowe. Gabloty z eksponatami i mumiami mają obniżoną temperaturę nawet do -20 stopni. Specjalne urządzenia pilnują ciśnienia i światła.
W muzeum nie można robić zdjęć, dlatego wstawiamy zdjecie sprzed muzeum. Finaka z powodu nadmiaru wolności  w dniu dzisiejszym, zaczęła bardzo dokazywać w muzeum i trzeba było wyprowadzić ją na zewnątrz:-) Z wielką atencją zaczęła przestawiać kawiarniane krzesła.

Łazimy po mieście bez planu. Robimy zakupy w supermarkecie, gdzie testowana jest nasza cierpliwość. Naprawdę trudno wyobrazić sobie wolniejszą obsługę. Jedna kasa na wielki sklep, a w kasie pani, która ma czas na plotki. Jednak nikt prócz nas  nie dziwie się temu, ile czasu trzeba stać w kolejce. Chyba rzeczywiście Europa za bardzi się stresuje. Tu czuć, ze wszyscy mają czas.

Sklepy mają te same produkty, co u nas. Wino tanie jak woda mineralna. Wielki wybór owoców i słodyczy, które Argentyńczycy uwielbiają. Nie żałujemy sobie po ostatnich dniach na pustyni.
Wieczorem, kiedy stare miasto wypełnia się tancerzami, kuglarzami i zwiedzajacymi, ruszamy na lody. Największe i najsłodsze.

Przysiadamy na ławce obok mieszkańców popijających yerba mate i patrzymy na tancerzy.
Salta linda  (piękna Salta), tak brzmi hasło reklamowe miasta. Trzeba przyznać, że trafne.
Wino smakuje tu wybornie. Galerie są na każdym kroku a knajpki kuszą wystawami.
Na jutro też nie mamy planów:-)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz