wtorek, 14 stycznia 2014

Poniedziałkowe oblicze stolicy i nocny do Mendozy

13 stycznia


W poniedziałek rano Buenos Aires pokazało nam zupełnie inne oblicze. Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to wyprowadzacze psów z pękami smyczy w dłoniach. Argentyńczycy lubią los perros, co widać, na chodnichach, ale, ze psów jest aż tyle, to dopiero zaobaczyliśmy w poniedziałek.
Florida, ulica z wymieniaczami pieniędzy na początku tygodnia staje się deptakiem pełnym ludzi w marynarkach i garsonkach. Jest ich tyle, że nie da się przejść bez ocierania.


Co dziwne, luzacy z dredami, w koszulkach z zielonym liściem i długowłose artystki, rozkładają swe kramy z rękodziełem od poniedziałku do piątku. Widać, każdy dba tu o wypoczynek. Nawet żebracy uaktywnili się w poniedziałek


Mieliśmy powłóczyć się po porcie, ale zrobiło się tak upalnie, że zalegliśmy na ławce przed Casa Rosada, tutejszą siedzibą parlamentu i słuchaliśmy jak papugi wydzierają się w swoich gniazdach na palmach.
Przed różowym domem codziennie są jakieś demonstracje, w ten podzieniałek też były.


0 12.00 umówiliśmy się z panią z biura podróży, którą poprosiliśmy o zakup biletów autobusowych z Chile do Salty, ruszyliśmy więć przez centralne ulice Buenos. Po drodze zawyżyliśmy statystykę Polaków odwiedzających stolicę, po raz kolejny wypytując panią z informacji turystycznej o komunikację.
Pani Ewa z biura okazała się osobą zmęczoną Argentyną. Wysłuchaliśmy sporo o tym, jak nieciekawie żyje się w tym kraju, jaka beznadziejna jest pani prezydent i jak ciężko się prowadzi biznes. Widać, że pani tęskni za Polską.
Aby przeczekać upał i czas do wieczornego odjazdu autobusu postanowiliśmy zabrać dzieciaki do zoo, po drodze fundując im atrakcję w postaci metro. Tutejszy ogród zoologiczny jest bardzo sympatycznym miejscem, pełnym starych pawilonów, wielkich drzew i zwierzątek, które wychodzą na spotkanie gościom.


W specjalnych budkach kupuje się wiaderka karmy o różnych kształtach, każdy z nich odpowiada za rodzaj zwierzęcia np. zielone bobki wyglądające jak sprasowane trociny to pokarm dla ptaków, ciasteczka, to jedzenie zwierząt ziemnych a kolorowe kulki są dla ryb.
 Dzieciaki mają frajdę uganiając się za pawiami, kaczkami i bliżej nie znanymi gryzoniami.


 W tym zoo nie dziwi widok nutrii spacerującej środkiem ścieżki, ani flamingów drzemiących pod drzewem. Niezwykłe jest to, że wokół same wieżowce. Ci, kto nich mieszkają mają widok na żyrafy i słonie.
I karuzle, które stały się najnowszą miłością Józefiny. Aponieważ sama jeżdzić nie moze ja mam okazję się pokręcić.

Wieczorem pakujemy manatki do taksówki i jedziemy na dworzec Retiro, który nie cieszy się dobrą sławą. Pakowanie gratów do taxi też nie ma wysokich notowań w naszej rodzinie. Wiecznie siedzimy upchnięci na tylnym siedzeniu,  bo w bagażniku nie mieszczą się graty i muszą jechać na siedzeniu obok kierowci. Nie jesteśmy mistrzami logistyki, co skutkuje lekkim stresikiem przy wyładunku dzieci i dobytku.
Zanim zorientowaliśmy się w obsłudze tutejszego dworca też przeżyliśmy lekki niepokój. Niby wszystkie odjazdy autobusów wyświetlają się na tablicy, niby na bilecie dokładnie napisano, w którym sektorze mamy się zjawić, ale jakoś akurat naszego autobusu nie ma. Mieliśmy być 45 minut przed odjazdem a on zjawia się punktualnie o 20.00.
Tutejsze autobusy przypominają biznes klasę w samolotach, ale taką mocno wysłużoną i zmęczoną. Fotele rozkładają się prawie do pozycji leżącej (nazywają się semi cama, co znaczy prawie łóżko). Każdy podróżny dostaje poduszkę, kocyk, skarpetki i jedzenie.


Stasio zachwycił się colą na kolację i Iron Manem w telewizji. Ja mniej, bo tuż nad głową ryczał mi głośnik a z ekranu wiecznie wydobywał się ogień. Próbowałam interweniować u stewardesy, ale wciąż mi powtarzała, że nie moze sciszyć filmu, bo nie będzie słychać dialogów, bo są za cicho nagrane. Dialogi w Iron Manie? dotrwałam do północy i jakoś niewiele ich było.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz