czwartek, 16 stycznia 2014

Relaks w Cacheuta

16.01.2014
Jak się uchronić przed upałem?Szukaliśmy sposobu na przetrwanie tego dnia i wypyśliliśmy wypad do Cacheuta. Oddalone od mendozy o około 40 km miasteczko słynie w wód termalnych .Wybudowano tam kompleks basenów. Zjawiamy się na dworcu około 9.00 z nadzieją na bezproblemowy zakup biletów.
Jednak tego dnia, chyba połowa Mendozy liczy na to samo. Kolejka wije się niczym sikawka strażacka. Stasio mówi, że mamy się nie poddawać, ale nam jakoś trudno uwierzyć, ze dostaniemy bilety na 10.30.

Fina nawiązuje liczne przyjaśnie a nas zaczepia pan z hostelu, który trochę się spóźnił i stri na końcu ogonka.
Możemy mu kupić bilety, czemu nie.
Obsługa firmy mającej monopol na tę trasę (Empresa Buttini) nie wygląda na zestresowaną. Wydaje bilety w takim tempie, że można by odnieść wrażenie, żę to strajk włoski. Z papierami wręku wsiadamy do autobusu o 10.35 /Forma podstawia dodatkowe pojazdy, aby wszystkich zmieścić. Stres w tym kraju jest zjawiskiem nieznanym
Kąpielisko w Cechauta ma spektakularne otoczenie i równie spektakularne oblężenie. Nie ma się co dziwić. W końcu nie tylko my uciekamy przed upałem. Na szczęście w kolejce do wejścia spotykamy miłych panów z naszego hostelu którzy oczywiście kupują nam bilety.

Są tu baseny z wodą o różnej temperaturze, kaktusy, supermarket i pełno stolików do biesiadowania.

S
Argentyńczycy uwielbiają grillować, toteż w tutejszym sklepie kupić można mięso wszelkiego rodzaja a lodówki pełne są wina. Kuszą nas te butelki i kartony, ale na coli się kończy. Rodzicielska odpowiedzialność:-)
Pełno tu udogodnień dla osobników w każdym wieku. Stasia zachwyca rwąca rzeka długa chyba na kilometr i zjeżdzalnie różnej wysokości. Finę zachwyca wszystko.Pcha się do wody, jak miś do miodu:-)
Kupujemy jej dmuchane rękawki i pozwalamy na moczenie.
Dzień mija na pluskaniu, jedzeniu frytek, zbieraniu kamyczków i znów pluskaniu.
Czasami zdarza się nam spojrzeć w góry.
Fina zauważana jest bezustannie.To chyba jej niebieskie oczy przyciągają uwagę. Udaje jej się nawet nawiązać pierwsze przyjaźnie.

Po południu na niebie pojawiąją się chmury, robi się przyjemnie, aż nie chce się wracać. Odwiedzamy tutejsze mosty.
Tutejszy system przewozowy jest niezwykle sprawny. Zadziwniło nas oznakowanie autobusów, spokój podróżnych i bezproblemowość. W ogóle Argentyńczycy sprawiają wrażenie osób, które na wszystko mają czas, zawsze się uśmiechają i są pogodzeni z losem.
W autobusie do Mendozy zaczepia nas pewna pani, którą zwabiają niebieskie oczy Józefiny. Okazuje się, że ma  dziadka z Poznania, jej babka jest z Rosji, ojciec z Hiszpanii a mąż z Anglii. Ot przykład przedstawicielki narodu, w której imigrancji stanowią większość populacji.
Wiecór spędzamy w swojej norce. Dzieci na rozrywkach w postaci bajki a dorośli przy piwku...litrowym, bo tu cieżko kupić inne.

Jutro jedziemy do Santiago de Chile. Czeka nas 7 godzin w autobusie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz